Co to jest zakotwiczenie i dlaczego może być groźne w sprawie rodzinnej?
Miał być artykuł pt. 10 powodów, dla których warto zatrudnić adwokata do sprawy o rozwód, ale wyszła mi dłuższa historia.
Może zatem powstanie seria artykułów na ten temat? Zobaczymy. Tymczasem zachęcam do lektury tego wpisu, bo moim zdaniem nie znajdziesz takich informacji na innych stronach w internecie.
Stosunkowo często spotykam się z sytuacją, kiedy w sprawie rodzinnej, np. o rozwód, czy podział majątku, strona ma bardzo podejście życzeniowe, nierealistyczne.
„To ja rozwinąłem firmę, prowadziłem biznes i zapewniałem nam godne życie, a ona tylko siedziała w domu z dzieciakami albo sprzedawała w naszym sklepie. Po rozwodzie niczego ode mnie nie dostanie”
„To ja wychowywałam dzieci, a on nigdy nie miał do nich właściwego podejścia. Lepiej będzie jak już ich więcej nie zobaczy”
Jeśli taki styl myślenia prezentuje Twój małżonek, to w którymś momencie możesz wpaść w pułapkę. Zawodowi negocjatorzy nazywają to zakotwiczeniem.
Ta strona, która jako pierwsza wskazuje propozycję, zakreśla ramy negocjacyjne.
To bardzo niebezpieczny mechanizm.
Szczególnie, że Twój małżonek z reguły jest dla Ciebie pewnym autorytetem i jesteś skłonny mu uwierzyć. „To prawda, że jestem złym ojcem, zawsze mi to mówiła”. „On tyle zarabia, potrafił rozwinąć firmę. Ja się na tym kompletnie nie znam, tyle razy mi to udowadniał”.
Zupełnie nieświadomie obniżasz swoje oczekiwania w stosunku do wyniku sprawy o rozwód czy podział majątku. Być może nie godzisz się zupełnie ze stanowiskiem małżonka, ale staje się ono dla Ciebie pewnym punktem odniesienia.
„Skoro ona nie chce, żebym w ogóle widywał dzieci, to może uda mi się wywalczyć choćby jedno spotkanie w miesiącu.”
„To prawda, że to on głównie zarabiał. Zgodzę się jeśli będzie mi dokładał 200 PLN do czynszu na wynajęte mieszkanie, a on niech mieszka w naszym domu”
„Patologiczny ojciec”
To nie są wymyślone historie. To są prawdziwe pytania moich Klientów: Panie Mecenasie, czy to jedno spotkanie w miesiącu jest w ogóle realne? Czy ja mogę liczyć na te 200 PLN miesięcznie?
Co więcej, w tak ustalone „ramy” wchodzi sąd.
Kiedyś zgłosił się do mnie Klient. Bardzo spokojny mężczyzna, którego sytuacja finansowa rodziny skłoniła do podjęcia pracy w Niemczech. W związku z tym bywał w domu raz na 3 – 4 tygodnie.
Żona składając pozew o rozwód zażądała, ażeby sąd całkowicie zakazał mu kontaktów z córką.
Z prawnego punktu widzenia to było zupełnie niemożliwe. Ten człowiek miał bardzo dobry kontakt z córką i w sumie – moim zdaniem – był fajnym tatą.
Jednak w odpowiedzi na pozew – przygotowanej samodzielnie – mężczyzna co prawda stanowczo nie zgodził się na żądanie małżonki, ale poprosił, ażeby sąd zezwolił mu na widzenie z córką chociaż raz w miesiącu.
Sąd rozumował na skróty (tak niestety dzieje się w czasach, kiedy sądy są obłożone sprawami, a sędziowie nie zajmują się wymierzaniem sprawiedliwości, tylko działają jak fabryka, która chce zakończyć jak najwięcej spraw w jak najkrótszym czasie – czyli teraz).
Sędzia uznał, że skoro facet zamiast widywać dziecko 3 razy w tygodniu, jak normalny ojciec, pokornie prosi o jedno spotkanie w miesiącu, to chyba niezły z niego gagatek. Dlatego na wszelki wypadek Klient dostał do asysty kuratora.
Spotkania raz w miesiącu w obecności kuratora. Żebyś lepiej zrozumiał ten przykład to wyjaśnię Ci, że taki sposób kontaktów z dzieckiem jest właściwy np. dla nałogowego alkoholika albo narkomana, skazanego za przemoc domową wobec żony i córki, a nie dla normalnego męża i ojca.
Żaden adwokat, nawet najbardziej przebiegły, arogancki, z tytułem profesora prawa czy posiadający znajomych wśród sędziów nie wywalczyłby dla małżonki mojego Klienta takiego rozstrzygnięcia, gdyby on sam się nie podłożył.
Co więcej, nawet mi, kiedy już przystąpiłem do procesu, było ciężko odwrócić tę sytuację.
Wszyscy biorący udział w postępowaniu zaliczyli mojego Klienta do grona patologicznych rodziców. Małżonka tego mężczyzny wykorzystała orzeczenie sądu, żeby nastawić dziecko przeciwko niemu. Wmówiła córce, że sąd uznał, że lepiej jak nie będzie spotykać się z ojcem, bo to zły człowiek. Kilkunastoletnie dziecko bez problemu uwierzyło mamie, którą wspierał przecież autorytet sądu.
Pomimo tego, że po kilkunastu miesiącach trwania sprawy rozwodowej udało mi się wywalczyć w miarę naturalny sposób kontaktów ojca z córką, ona nie była tym już zupełnie zainteresowana. W końcu przez prawie rok czasu sąd uważał, że będzie lepiej, jak tato całkowicie zniknie z jej życia.
„Milionerka na papierze”
Wspominałem powyżej o innej historii dotyczącej kobiety, która była dała się przekonać, że po rozwodzie nic jej się nie należy ze wspólnego majątku jaki zgromadziła z mężem, bo to przecież on prowadził biznes.
To odczucie było zupełnie nieprawdziwe. Należał się jej gigantyczny majątek, a do podziału wchodziły nieruchomości, domy, samochody i firmy.
Ona jednak była tak bardzo przekonana o racji swojego małżonka, że nawet ja ostatecznie nie dałem rady jej przekonać, że warto sprawę skierować do sądu. Ta myśl została jej zakotwiczona tak głęboko, że nie dało się już nic zrobić.
Teoretycznie była milionerką, ale praktycznie żyła skromnie licząc się z każdym groszem. Akurat w tym przypadku jestem przekonany, że małżonek tej Pani nie robił tego nieświadomie, ale stosował mechanizm zakotwiczenia poznany w trakcie negocjacji biznesowych.
Jak nie dać się zakotwiczyć?
No właśnie o tym miałem pisać w tym artykule. Jeśli Twój małżonek formułuje jakieś żądania czy wymagania co do przebiegu rozwodu, skonsultuj je od razu z adwokatem. To właśnie po to jesteśmy. Żeby Ci uświadomić i wyjaśnić na ile realne są te żądania i jakie są szanse, że Twój małżonek je zrealizuje.
Uzyskując opinię niezależnego i obiektywnego fachowca będzie odporny na stosowane (świadomie lub nie) mechanizmy i metody perswazji przez Twojego małżonka.